Czy psy mówią, czy tylko "wydają odgłosy"? 

Czy zwierzęta w ogóle potrafią prowadzić rozmowy? A jeżeli tak, jak nauczyć się ich języka?Jeżeli jesteś psiarzem to pewnie uznasz zadawanie takich pytań za kolejną próbę powrotu do kartezjańskiej mechanizacjii i koncepcji o braku samoświadomej inteligencji zwierząt. Współcześnie bardzo przywiązaliśmy się do koncepcji:"oczywiście że zwierzęta mówią! Mają co prawda trochę inny język niż nasz, ale to samo można powiedzieć o człowieku z innego kraju!" 
Czy jednak  tak uproszczona  idea na pewno jest dobra i prawdziwa? 
Zauważ: gdyby zwierzęta faktycznie miały własny język, podobny do ludzkiego, moglibyśmy z łatwością przetłumaczyć co szczeka nasz pies do pupila sąsiadów. A tymczasem nawet naukowcy potrafią zaledwie rozróżnić emocje "mówiącego" osobnika. 
Czy to oznacza że zwierzęta nie mają języka, albo że jest on przynajmniej bardzo uproszczony?

Oto fakty, które dziś znamy na temat zdolności językowych psów.

Jak mówić uczą się psy, a jak uczymy się my?
Czy psy mogą mieć "ubogie słownictwo" ?
Raczej nie. I właśnie to jest główna różnica między
Którymkolwiek językiem ludzi a "mową "zwierząt.


1.
  W odróżnieniu od człowieka, niemal wszystkie zwierzęta rodzą się z wdrukowanym "systemem" mowy. Psie szczenię nie musi uczyć się który z jego pisków oznacza "chce mi się pić" i naturalnie wie, że niski warkot matki oznacza, że jego ząbki są zbyt mocne. Tymczasem ludzkie dzieci w odpowiadającym wieku uczą się tymczasem nawet kilkaset słów dziennie, by wyrazić podobne potrzeby.
Nie oznacza to wcale, że mowa zwierząt jest mniej dokładna od ludzkiej (choć najprawdopodobniej brakuje w niej pojęć abstrakcyjnych oraz pojęcia czasu, to np. pszczoły potrafią z niewiarygodną dokładnością określić miejsce w którym znalazły np. pełen pyłku kwiat, a wilki wyciem przekazują sobie informacje o liczebności, stanie zdrowia i zamiarach watachy), natomiast powoduje, że psie mózgi nie są "nastawione"na naukę obcych słów.  Dzieje się tak również dlatego że nie mają potrzeby poznawania "języków obcych". 



Wspólny język wszystkich zwierząt? 

Mowa różnych gatunków zwierząt różni się od siebie, natomiast istnieje coś takiego jak "zwierzęce esperanto:) Niezależnie od gatunku, niskie dźwięki np.warczenie, ryk itp. ZAWSZE oznaczają groźbę, natomiast wysoki pisk świadczy o nieszkodliwości (młode) czy o bólu. W ten sposób zwierzęta nie muszą znać dokładnego kodu porozumiewania się innego gatunku, by odgadnąć jego zamiary.










  Jeżeli  zwierzęta rodzą się z "wdrukowanym" systemem mowy,  czy da się nauczyć psa tłumaczyć "własny"język na mowę ludzką"?
Psy uczą się niesłychanie szybko. Mogą z łatwością zapamiętać ponad 400 komend i wyrazów, a mimo to żaden pies nigdy nie nauczy się (niestety) w pełni ludzkiej mowy Dzieje się tak gdyż jego mózg nie jest przystosowany do nauki innego sposobu komunikacji.

Przykładowo; ludzkie dziecko wychowane przez np.watachę wilków z łatwością nauczy się zachowywać identycznie jak wilk; natomiast podobnie jak wilk, nie będzie znało pojęć abstrakcyjnych. Natomiast pies wychowany przez człowieka co prawda przyswoi sobie kilka słów ważnych dla niego (np. Jeść czy spacer) ale zachowa "swój" instynktowny sposób mowy i nie będzie próbował "udawać" człowieka. Po prostu nie jest to dla niego konieczne, by żyć wygodnie; pies i tak zrozumie sens ludzkich wypowiedzi na podstawie tonacji wypowiedzi ( zwierzęce esperanto) Natomiast człowiek, który znajdzie się w obcej kulturze nie znając języka, nie będzie w stanie wywnioskować o zamiarach innych ludzi wyłącznie po tonacji ich głosu. Nasi pupile pozostają więc biernymi użytkownikami języka; podobnie jak my, kiedy uczymy się języka obcego w momencie, gdy jesteśmy w stanie zrozumieć sens wypowiedzi, ale sami nie potrafimy złożyć poprawnie nawet zdania.

Co nie oznacza, że W OGÓLE  nie są zdolne do nauki "języków obcych". Stanley Coren w swojej książce " jak rozmawiać z psem" przytacza niezwykle ciekawej sytuacji: mianowicie gdy połączono  wybiegi dla wilków z "psimi". Żyjące na wolności, dosrosłe wilki nie mają w naturze szczekać. Jednak po kilku tygodniach spędzonych w pobliżu psów, część wilków zaczęło naśladować sczczekanie. Było ono wyraźnie innei najwidoczniej sprawiało wilkom sporo kłopotu z "wymową", ale było zrozumiałe dla psów.

ze strony http://img5.goumin.com/attachments/201512/12/171350r3mgedpl3am6gs3l.png

Czy psy są jednak w stanie tworzyć nowe słowa na podstawie wcześniej nieznanych, zdobytych doświadczeń ? 
Ależ tak! I na dodatek uczą nas reagować na swoje "polecenia"!

Psy niezwykle szybko dowiadują się które dźwięki najlepiej "oddziałowywują" na ich właścicieli. Innymi słowy; pies, któremu ulegniemy dając smakołyk ze stołu gdy zapiszczy, uczy się, że pisk jest dla niego "słowem" wyzwalającym w nas odruch karmienia. Z czasem będzie "testował" różne rodzaje skomleń i pisków, by ustalić, który jest najskuteczniejszy. (Czytaj: najbardziej Cię irytuje.)
W ten sposób psy potrafią stworzyć nowe "słowo"  oznaczające konkretną czynność; np. wiele z nich wydaje charakterystyczne dzwięki przy powitaniu właściciela: bardzo często jest to jedyna osoba, przy której pies wydaje taki odgłos. Jeżeli przyprowadzimy takiemu psu innego, może się zdarzyć, że po jakimś czasie nowy  nauczy się "słowa" wynalezionego przez pierwszego psa. Tą zdolność można wykorzystać, by lepiej rozróżniać potrzeby naszego pupila. Nagradzanie psa konkretną reakcją na jego określone zachowanie, szybko sprawi, że pies zacznie wykorzystywać nauczonych "słów" do wyrażania swoich potrzeb. W ten sposób, Twój pies najprawdopodobniej nauczył się np. skomleć przed drzwiami chcąc wywołać twoją reakcję otwarcia ich.

Czy da się przekazać psu dokładniejszą informację? zakładając, że choć psy mogą nauczyć się kilka słów z naszego języka, oraz że są zdolne do tworzenia nowych komunikatów, nasuwa się pytanie, czy ten sposób działa w obie strony. Innymi słowy; czy człowiek jest w stanie przekazać psu tak samo dokładną informację, na jaką pies uczy nas reagować?
Z pewnością, (zważywszy na to, że człowiek zdaje sobie sprawę z potrzeby "tłumaczenia" zachowańia pupila na swój język, a zwierzęta zazwyczaj poprzestają na "dosłownym" odczytywaniu naszych reakcji) obustronna komunikacja jest mocno utrudniona.
Należy jednak  pamiętać, że cały powyższy tekst oparłam na wyjaśnianiu tego, co  jest językiem w ludzkim pojęciu a więc mowy werbalnej. Tymczasem  psia mowa, choć sam pies posiada słuch wielokrotnie lepszy od naszego, składa się głównie z mowy niewerbalnej oraz informacji zapachowych. Ma to oczywisty związek z jego funkcją ; na polowaniu zdecydowanie lepszy jest"Język gestów" od hałaśliwej komunikacji mogącej spłoszyć potencjalną ofiarę. Obserwacja psich zachowań dostarczy o wiele więcej informacji o tym, co pies chce "powiedzieć " niż tylko dźwięki. To oznacza, że o ile pies może nauczyć nas reagować na wydawane dźwięki, o tyle my, chcąc przekazać coś swojemu psu powinniśm raczej polegać na mowie ciała. (Oczywiście potrzebna jest do tego znajomość psich zachowań i czynne wykorzystywanie ich gdyż, jak wspominałam,  psy nie zdają sobie sprawy z konieczności tłumaczenia. Gesty zrozumiałe dla drugiego człowieka mogą być zupełnie niezrozumiałe dla psa; chyba, że NAUCZYMY go ich znaczenia)
Ważna rola mowy ciała również sprawia, że psy o wiele łatwiej uczą się komend wydawanych gestami niż poleceń słownych.

Przeprowadziłam kiedyś doświadczenie, prosząc kilku znajomych chwalących się "wyszkolonymi" psami o pokazaie kilku sztuczek. Psy faktycznie były bardzo dobrze wyszkolone i reagowały od razu. Poprosiłam więc, by właściciele stanęli z rękami wzdłuż ciała, stanęli swobodnie, ale w bezruchu i zamknęli oczy (psy świetnie podążają za ruchem gałek ocznych; a chcialam uniknąć, nawet nieświadomych wskazówek) i ponownie wypowiedzieli komendę. Większość psów nie zareagowała. To dowodzi, jak ważną rolę w komunikacji psów odgrywa język ciała. Zresztą nie tylko u psów, czego dowodzi np. przykład konia , Mądrego Hansa, (o którym możecie znaleść mnóstwo informacji w sieci).

Jak rozmawiać z psem? Czyli dlaczego szkoląc psy powinnyśmy ograniczyć słowa, a zwiększyć ilość gestów.

Przede wszystkim; łatwiej jest przekonać psa do czegoś gestami, niż słownie. Psi język składa się z 3 elementów; dźwięków i zapachów, oraz przede wszystkim mowy ciała; dlatego nie jest prawdą, że zwierzęta mają swój "język" porównywalny z ludzkim.  Właśnie niezwykłą zdolność do  rozpoznawania mowy ciała dobrze jest wykorzystać do komunikacji z psem. Zamieńcie słowa na gesty, i dokładnie obserwujcie zachowania pupila a zobaczycie, jak bogaty jest "psi słownik". Można oczywiście próbować nauczyćĆ nauczyć psa znaczenia różnych słów, ale już przy ich odmianie pies najprawdopodobniej nie zrozumie ich znaczenia; dla niego będzie to zupełnie inne słowo.

Coaching marketingowy pomoże w komunikacji z pupilem? 
O wiele efektowniejsze będzie uczenie pupila nowych komend jako gestów; chociaż oczywiście nie jest to sposób dopuszczalny na konkursach posłuszeństwa. A szkoda, bo właśnie mowa gestów jest czymś o wiele bardziej naturalnym i oczywistym dla psów. To również właśnie ta zdolność jest odpowiedzialna za większość zdolności paranormalnych i "czytania w myślach" u psów. Używając na codzień mowy werbalnej, często nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile nieświadomych informacji o nas wysyła nasze ciało. A ta wiedza przyda się nie tylko w marketingu społecznościowym, ale również w kontakcie z pupilem!




Polska pierwszych psów Piastowskich.


grafika ze strony http://cdn.modernfarmer.com/wp-content/uploads/2014/06/saurr.jpg


O ile powszechnie mówi się o udomowieniu psów na terenach Azji czy Afryki, o tyle dziś przedstawiamy Wam najciekawsze fakty na temat historii polskich Azorów, Aresów czy Reksów.

Jedne z najstarszych szczątków psów na terenie wschodniej Europy znaleziono... na terenie Sandomierza. Kości psa datowane na ok. IV tyśiąclecie pne. Należały do sporego i dobrze utrzymanego czworonoga: o czym świadczy jego wiek; pies zdechł mając ok. 10 lat, co nawet dziś jest dla dużego psa wiekiem dosyć sędziwym. Inne świadectwa również wskazują na to, że dawni mieszkańcy dzisiejszych terenów Polski bardzo cenili towarzystwo psów. Np. pies pochowany w okolicy Łęczycy z całą pewnością nie nadawał się do polowań; miał bowiem jedną nogę krótszą, a mimo to, według ówczesnego człowieka zasługiwał na opiekę i pochówek. To jednoznacznie wskazuje, że nawet najdawniejsi ludzie cenili sobie towarzystwo psów nie tylko ze względów czysto praktycznych, chociaż znaleziono również dowody na to, że z psiej sierśći tkano... wełniane ubrania...

Okazuje się jednak, że szczególna „miłość” do psów z czasem stała się dość elitarna, a na dodatek najulubieńsi pupile władców potrafili siać spustoszenie również w królewskim skarbcu...





Kiedy Papież zajmował się psami?

Aż do XIX wieku ulubioną rozrywką możnych były polowania. Zresztą nie tylko możnych; Gal Anonim wspomina, że w państwie pierwszych Piastów „(...) jest zwyczajem chłopów szlachetnego rodu zabawiać się z psami i ptakami(...).
Poźniej jednak zabroniono polowań tym, którzy nie posiadali przywilejów łowieckich; w 1136 roku takie prawo dostało np. Arcybiskupstwo Gnieznieńskie; natomiast już w 1279 roku zabroniono zakonnikom polowania jako „zbyt świeckiej rozrywki”. To samo prawo zalecało odebrać na własną korzyść psa lub sokoła każdemu zakonnikowi, który miałby posiadać te zwierzęta celem polowań.
Za to kłusownictwo było w Polsce traktowane jako wykroczenie przeciwko królowi; a dopiero Zygmunt August stwierdził, że należy usunąć karę śmierci za kradzież zwierzyny, skoro zabójstwo drugiego człowieka było nieraz obłożone lżejszą (pieniężną) karą.

Który władca Polski lubił psy?
Odpowiedź brzmi... Wszyscy!
  
   Psy powszechnie były cenione na dworach wszystkich władców na całym świecie. Nawet najwięksi okrótnicy czy dyktatorzy, (a może szczególnie oni) niemal bez wyjątku posiadali zaufanego czworonoga. Bez wątpienia miało to wymiar czysto psychologiczny; pies był często jedynym naprawdę wiernym i godnym zaufania poddanym, który na dodatek cierpliwie znosił wszelkie dziwactwa władcy. Psy były powiernikami sekretów państwa, życia osobistego króla, jego problemów zdrowotnych czy innych „smaczków” życia, z którymi niekoniecznie chciał się utożsamiać.
Piastowie, a później Jagiellonowie tradycyjnie utrzymywali wielkie psiarnie na specjalne okazje. Ponieważ psów było dużo, podległym sobie kasztelanom nakazywali utrzymywać całe wsie wyspecjalizowane w utrzymywaniu konkretnych psów. Nazwy tych osad świadczyły o zajęciu ich mieszkańców;” Psiarki, Psary, Psia Wólka, Psiny” itp. wskazywały, gdzie mieszkali tzw. „caniduktorzy”, lub „venatorzy” alias „specjaliści w psim zawodzie”.


Kto płacił za utrzymanie królewskiego stada; czyli jak sprowadzić skarbiec państwa „na psy”.

  Piastowie wzorem wielu zachodnich państw nakładali spore świadczenia na poddanych. Na dodatek musieli oni zaopatrywać królewskie psy w żywność i nocleg w czasie polowań, a także uczestniczyć w poszukiwaniach zagubionych psów.
Przypuszczalnie udostępnianie głodnemu stadu psów swojej spiżarni niekoniecznie podobało się chłopom, toteż wkrótce w rachunkach Władysława Jagięły pojawiły się spore wydatki z królewskiego skarbca na utrzymanie psiarni...


oto elegancka średniowieczna psia buda dla czterech psów gończych. Szkic z niemieckiej książki z ok. 1400 roku.The J. Paul Getty Museum



Psy w wersji „zwykłej i „exclusive”
czyli szczekające łapówki.

 Na dworach hodowano psy różnych ras; szczególnie lubiano Bloodhoundy lub gończe, służące do tropienia” śledniki”. Wielu władców lubiło jednak rzadkie odmiany lub rasy; i za pieniądze ze skarbca nie wachali się sprowadzać szczególnie drogocennych psów. I tak na przykład w 1582 roku sprowadzono psy włoskie, a Stefan Batory nie wachał się zapłacić 30 złotych polskich udającemu się do Anglii posłańcy, by zakupił tamtejsze psy myśliwskie. Oczywiście wszystkie te wydatki pochodziły z królewskiego skarbca...
Zamiłowanie do ekskluzywnych ras Batorego spowodowało modę na przesyłanie cennych okazów w formie darów (łapówek?) na dwór królewski. Dla przykładu; Polskiemu włady psy przesłał w darze m.in. Ferdynand; książę Austrii, Piastowie Śląscy, czy panowie Kurlandii...


tak zapewne wyglądały średniowieczne bloodhoundy

Ile kosztuje utrzymanie królewskiego faworyta?

Spora ilość psów łownych zapewne spędzała sen z powiek dostarczycielom do królewskich spichlerzy;
w trakcie jednego polowania ok. 40 psów gończych zjadało 3 miarki owsa z łojem, natomiast szczególnie cenione okazy karmiono najlepszym mięsem.
Na dodatek psy myśliwskie często padały ofiarą rozjuszonej zwierzyny; a szczególnie cenne psy oczywiście leczono. I tak na przykład w 1393 roku odnotowano, że dla 6 psów pokaleczonych w wyniku walki z maciorą dzika trzeba było kupić miksturę z siarki i sadła do smarowania ran za 1 grosz. (dla porównania; świnia kosztowała wówczas ok. 8 groszy, cielę ok. 4 a czeladnik lub strażnik miejski zarabiał od 1 do3 groszy tygodniowo)

Ze szczególnego zamiłowania do polowań słynął również Zygmunt August; który potrafił spędzić 223 dni w roku na polowaniu. Jego pupile, bloodhound Gryf oraz Sybilla nosiły wykonane na zamówienie drogocenne uprzęże wysadzane szlachetnymi kruszcami; ponadto w 1545 roku zakupiono specjalną „zastawę stołową” dla obu psów, które jadły posiłki „okraszone dodatkowym (i bardzo drogim) masłem, szczególnie przez Gryfa lubianym”. oprócz klejnotów w  rejestrze wydatków króla znajduje się pięć obroży inkrustowanych srebrem dla najlepszych psów gończych, a Sybilla dostał specjalną opończę ze sprowadzanego, szarego jedwabiu.
Koszta ponosili oczywiście podatnicy króla...
;

 nie ma pewności, czy owe uprzęże dla Gryfa i Sybilli były rodzajem współczesnych szelek, czy wyglądały podobnie jak pierwsza odmiana "haltera" noszona tutaj przez średniowiecznego charta...

                    grafika z https://s-media-cache-              ak0.pinimg.com/564x/5d/05/bb/5d05bbb80bb1db482c6f77008dad298e.jpg


















     Z lasu na salony; psi celebryci na dworach.

Od XVI wieku psy stały się również ulubieńcami dworu; i nierzadko były to pieski trzymane specjalnie dla towarzystwa. Co ciekawe, małe pieski typu spanielków lub pudle szybko stały się faworytami dzieci; pierwszy psi „królewicz” był towarzyszem dziecinnych lat Zygmunta Starego; był nim biały pies w typie bolończyka lub pudla o imieniu Bielik. Ów psiak wiódł życie iście królewskie; służący młodego Zygmunta regularnie strzygł i czesał Bielika na ówczesną modę, czyli fryzurę „lewka:. Bielik pomagał również w wychowynaniu księcia; dwaj nadworni łaziebnicy zakupili nawet specjalną wannę, by zachęcić Zygmunta do częstszego odwiedzania łaźni... wraz z pupilem.

Jednak prawdziwym psim celebrytą stał się Kiopek; szpic miniaturowy Stanisława Augusta Poniatowskiego. Był on popularny nie tylko na królewskim dworze, gdyż nawet gdy król przebywał na „wygnaniu” w Grodnie, nadeszło specjalne zaproszenie do stolicy... dla Kiopka.

.


  
Kiopek był natchnieniem poetów, a Izabela (Elzbietka) Mnischówna, (córka siostrzenicy króla), zażyczyła sobie portrecik właśnie z nim.















 I w ten sposób po raz kolejny okazuje się, że na czele państwa stoi władca, a nad nim panują... cztery łapy.
I nie do końca jest prawdą, że to dziś „świat zwariował” na punkcie zwierząt. To po prostu zależy od punktu widzenia:)




Artykuł został opracowany na podstawie źródeł historycznych, książki " Psia księga" D. Forelle, oraz materiałów nie publikowanych od wielu lat w Polsce. Dog Blog jest więc jedynym publikatorem powyższych treści; drogi Czytelniku; uszanuj to i nie kopiuj artykułów Dog Blog bez podania źródła.
Dziękuję.





Gdzie ten instynkt, czyli dlaczego to my powinnyśmy pilnować temperaturę pupila w upalne dni.
Większość psów potrafi godzinami leżeć na pełnym słońcu. Czy należy im na to pozwalać? Przecież mają instynkt; gdyby było im za gorąco to przecież by się posunęły, nieprawdaż? 
Otóż nie. Psy... nie odczuwają ciepla!
Dzieje się tak dlatego, iż z wyjątkiem szczeniąt, psy posiadają TYLKO receptory czuciowe odpowiedzialne za odczuwanie zimna. Dlatego większość psów lubi kłaść się w pobliżu ciepłych miejsc: niwelują w ten sposób odczucie zimna. Większość, gdyż trzeba pamiętać że niektóre rasy (najczęściej szpice i rasy "polarne" po prostu wolą chłód, podobnie jak niektórzy ludzie wolą zimę od lata.
Z wyników badań m.in. Stanleya Corena wynika, że psy odsuwają się od źródła ciepła dopiero wtedy, gdy zwyczajnie się poparzą; co wyzwala odczucie bólu, lub zmęczą się uporczywym ziajaniem. 
To oznacza, że psy... potrafią zupełnie nieświadome leżeć na upale aż do omdlenia, albo nawet dostać udaru słonecznego.


http://passionepericani.altervista.
org/wp-content/uploads/2015/08/cane1.jpg


Tym bardziej, że praktycznie w ogóle się nie pocą. (Charakterystyczny psi "smrodek" jest zapachem gruczołów natłuszczających futro, psy pocą się praktycznie tylko poduszkami łap, i częściowo pyskiem). 
Deficyt gruczołów potowych u wszystkich psowatych ma, wbrew pozorom, swoje uzasadnienie. Pot śmierdzi pod wpływem rozkładu  a zapach ostrzegałby potencjalne ofiary przed zbliżaniem się drapieżnika. Zwierzęta kopytne, mają takich gruczołów bardzo dużo, i dlatego nawet my, ludzie, jesteśmyw stanie rozpoznać ich rewir. 
Dzikim psowatym upał nie ma też większych szans dokuczyć; większość z nich, wybiera się na polowania późnym wieczorem a  każde zwierzę może w upalny dzień poszukać chłodnej kryjówki, wskoczyć do wody i przy braku apetytu z upału, zmniejszyć ilość ruchu.

NIE FUNDUJCIE SWOIM PUPILOM UDARU SŁONECZNEGO! 
Nie tylko samochody grożą przegrzaniem; wasz pupil może dobrowolnie i zupełnie nieświadomie doprowadzić się do śmierci, a przynajmniej poważnych problemów zdrowotnych. 


Jak ulżyć psu w upał i samemu nie oszaleć?
Oto 5 skutecznych rad by w wakacje odpocząć razem z pupilem.

1. Plaża z psem? To raczej nie są wymarzone wakacje...
Plażowanie jest z pewnością przyjemne; ale spójżmy na to z perspektywy pupila.
Nagrzany, parzący w łapy piasek, mnóstwo hałasujących ludzi, krótka smycz, upał. Czy tak wygląda odpoczynek? 
Raczej nie dla psa... zostawianie psa samego w domu nigdy nie jest najlepszą opcją, gdyż wdł. wielu badań ponad 90% psów cierpi na lęk separacyjny  (dużo właścicieli o tym nie wie, jeżeli pies nie objawia lęku w sposób destrukcyjny).Jednak w upał, lepiej zostawić pupila w domu z np. znajomym psem lub zamrożoną zabawką typu kong, i w nagrodę wybrać się na kilkugodzinny spacer już wieczorem.

2. Lody dla pani i psa.
Nie namawiam do częstowania psa "ludzkimi" łakociami, *jednak warto wrzucić kilka kostek lodu do miski z wodą pupila. Lód można zrobić np. z naparu z pietruszki i mięty, wtedy przy okazji pozbędziemy się zapachu z kubła na śmieci z pyska pupila...
* Wbrew powszechnej opinii, psy w wyniku kilkutysięcznej ewolucji w pobliżu człowieka w znacznym stopniu przystosowały się do ludzkiego jedzenia i nie szkodzi ono naszym pupilom. Jednak cukier zawarty w lodach szkodzi nam dokładnie tak samo, więc lepiej nie uzależniać psa od niego. Tym bardziej, że powoduje on nie tylko problemy z uzębieniem, ale i nasila "wyziew" z pyska...

3. Strzyżenie: Nie jest prawdą, że psia sierść izoluje od ciepła. Psom jest w niej tak samo gorąco, jak nam w wełnianym kombinezonie. Warto skrócić psią sierść na lato (jeżeli pies nie jest przyzwyczajony do takich zabiegów, lepiej  zrobić to "na raty" żeby nie odczuł ścięcia sierści jako szoku) Jeżeli zależy nam na okrywie włosowej pupila, dobrze jest obszczyc przynajmniej brzuch pupila i wewnętrzne strony łap oraz uszu. W ten sposób piękno psa nie ucierpi, a  on sam podziękuje wam za ulgę.

4. Zamiast intensywnego biegu... rozwijająca umysł zabawa w tropienie.
Zakładam że nawet późnym wieczorem nie koniecznie chce Wam się biegać za pupilem, który nareszcie schłodzony, postanowił stracić trochę energii?
Prosty sposób; zainwestujcie w buteleczkę syntetycznego zapachu zwierząt dostępną w większości sklepów myśliwskich.
Teraz wystarczy pokropić zapachem ulubioną zabawkę psa i stworzyć sztuczny trop zapachowy. W ten sposób pies wczuje się w polowanie i zmęczy się umysłowo, a wy nie zmordujecie się goniąc za nim.

5. Przewiewne posłanie. 
Szczególnie dla starszych psów, które nie powinny leżeć na zimnej posadzce z powodu problemów ze stawami, warto położyć cienki kocyk na np. Drewnianej palecie z dziurami. W ten sposób, pies będzie miał dodatkowy  "przewiew" od dołu, i nie zgrzeje się tak bardzo, jak ja zapadającym się, miękkim posłaniu.


A przede wszystkim;pamiętajcie, że psy odczuwają gorąco inaczej niż my! 




Artykuł dodatkowy do Dog Blog.

Moda na adopcje psów: rzecz dobra czy tworzenie zamętu?

       Chcesz być modny? Nie kupuj! Adoptuj! 
Takie hasła bez wątpienia stały się w ciągu ostatnich kilku lat niezwykle popularne. Ba, adopcje zwierząt ze schroniska stały się nawet tematem filmów czy komercyjnych programów telewizyjnych, niewspominając o działaniach ludzi showbiznesu i świata polityki, ocieplających za pomocą adopcji zwierząt swój wizerunek.
A jednak, rozważając posiadanie psa, zazwyczaj z pewną obawą podchodzimy do drażliwego tematu: kupić czy adoptować?

   Psiarze i organizacje prozwierzęce negują psy kupione od hodowcy jako napędzanie machiny rozmnażania-zakupu-cierpienia, z kolei media i znajomi straszą chorobami, agresją czy nieprzewidywalnością psów ze „schronu”.
Jaka jest prawda? Oto rzetelna rozprawa z największymi wątpliwościami przed adopcją.





1. Pies kupiony jest pewny. Psy ze schroniska są problematyczne, trafiły tam przecież z jakiegoś powodu.
Fałsz. Psy do schronisk zazwyczaj trafiają właściwie bez powodu, a raczej bez swojej winy. Statystycznie najwięcej psów w schroniskach to zwierzaki, których właściciele wyjechali i nie mają, co zrobić ze zwierzakiem, kupione w ramach nietrafionego „prezentu”, które należały do osób starszych i, choć świetnie wychowane, wymagają zbyt dużo uwagi, szczenięta niesterylizowanych suczek.


  2. Boję się, że pies ze schroniska będzie „trudny”.
Każdy pies może być trudny, to zależy od specyfiki jego charakteru i w ogromnej mierze od wychowania. Dlatego w przypadku zakupu szczeniaka równie trudno przewidzieć, jaki charakter będzie miał pies. Rzeczywiście, pies kupiony od rzetelnego hodowcy związku kynologicznego raczej będzie wolny od negatywnych doświadczeń, ale to oznacza, że bardzo łatwo samemu skrzywić charakter zwierzaka. Pies rasowy to nie gwarancja danego typu zachowań! W przypadku zwierzęcia adoptowanego zazwyczaj możemy dowiedzieć się czegoś o jego charakterze już w chwili adopcji, co może pomóc w wyborze przyszłego pupila. Zupełnie czego innego możemy spodziewać się po pseudohodowlach, które po zarobieniu kilku tysięcy złotych za szczeniaka na ogół zrywają kontakt. Dlatego też dla początkującego właściciela wzięcie dojrzałego, ukształtowanego psa może być wybawieniem od kłopotów wychowawczych związanych z zakupem szczenięcia.


  3. Kundelek ze schroniska będzie psem idealnym z wdzięczności.
Oto pułapka, w którą wciągają mało świadomi pseudo-wielbiciele psów. Adoptując psa ze schroniska, trzeba liczyć się z tym, że to zwierzęta bardzo często nienauczone dobrych manier. Jeżeli weźmiemy psa, który przebywał w schronisku dłużej niż kilka tygodni, prawie na pewno będzie wylękniony, może próbować bronić swojej miski czy bać się kontaktu z innymi psami. Psy mają inaczej zbudowaną psychikę, swoją wdzięczność pies prawdopodobnie okaże dopiero po jakimś czasie, reagując lękiem separacyjnym, gdy tylko znikniemy z pola widzenia. Jeżeli takie zachowania nas przerastają, istnieje na to sposób. Zamiast do schroniska skierujmy się do którejś z setek organizacji lub domów tymczasowych. Personel zazwyczaj przygotowuje psa do adopcji, mamy więc możliwość dokładnej oceny zwierzaka przez specjalistów czy zabrania go na okres próbny do domu (oczywiście wszystko za darmo; to organizacje charytatywne). W ten sposób również pomagamy bezdomnym psom, mamy pewność dobrego wyboru charakteru, a nawet większą, niż kupując rodowodowego psa od hodowcy.


  
   4. W schroniskach są tylko kundelki; a mnie podoba się określona rasa.
Tak naprawdę to żadna przeszkoda. Pies ze schroniska wcale nie musi być zwierzakiem starym i nierasowym. Statystycznie ok. 25% schroniskowych psów to zwierzęta rasowe, a nawet posiadające rodowód. Jeżeli zależy nam na konkretnej rasie, a nie planujemy zajmować się profesjonalnymi wystawami psów, istnieją organizacje specjalizujące się w wyszukiwaniu psów konkretnej rasy do adopcji. Takie organizacje bardzo często mają pod swoją opieką psy, które np. nie sprawdziły się jako zwierzęta hodowlane lub zostały kupione jako prezent. Adoptując takiego zwierzaka, nie napędzamy maszyny rozmnażania psów, a jednocześnie możemy stać się dumnymi posiadaczami wymarzonej rasy!

kto powiedział że w schroniskach nie ma "rasowców"?
Zdięcie ze strony https://harryywillis.files.wordpress.com/2014/04/download.jpeg



   

  5. Zwierzęta schroniskowe są chore i brudne.
To niestety rzeczywistość schronisk. Zbyt duża ilość zwierząt, kiepskie warunki czy nieuczciwa odsprzedaż leków weterynarzom to niestety rzeczywistość polskich schronisk. Zazwyczaj jednak kłopoty zdrowotne zwierząt ze schronisk wynikają po prostu z zaniedbania i są proste w leczeniu. Trzeba jednak pamiętać, że pies ze schroniska NIE jest „darmowy”. O ile zaoszczędzimy na kupnie, o tyle leki weterynaryjne zrównoważą koszty… Z drugiej strony kupno psa z hodowli nie zawsze jest gwarancją jego zdrowia. Bardzo często szczenięta rasowe są nosicielami chorób genetycznych, typowych dla rasy. I zazwyczaj są to choroby o wiele poważniejsze niż te zwierząt wziętych ze schroniska. Dla przykładu statystycznie kundelki żyją ok. 1,2 roku dłużej niż psy rasowe! Jeżeli boimy się zarazić jakąś chorobą, to adopcja schroniskowego psa wcale nie jest dużym zagrożeniem, O wiele łatwiej zarazimy się poprzez spacer w parku czy zjedzenie niemytych owoców. Człowiek może zarazić się od psa pasożytami typu glisty, co oznacza, że musielibyśmy mieć kontakt z odchodami chorego zwierzęcia. Tak naprawdę wystarczy zachować podstawowe zasady higieny po zajmowaniu się nowym psem przez kilka pierwszych tygodni. Mimo że zwierzęta w schronisku powinny być odrobaczane, warto jednak zgłosić się wcześniej do weterynarza.
.
To, że pies przebywający w schronisku
wydaje się brzydki, o niczym nie świadczy
!
Zdięcie ze strony
http://i.imgur.com/BEgAgYP.jpg






To, na jakiego zwierzaka trafimy, bardzo często zależy od naszej wiedzy. Adopcja 

psa ze schroniska to ogromna satysfakcja, ale odpowiedzialność za takiego pupila jest taka sama jak w przypadku psa z hodowli. Dobrym sposobem jest zabranie ze sobą osoby znającej się na psach, jeżeli my sami nie czujemy się ekspertami w tej dziedzinie. Pracownicy schronisk nie zawsze są w pełni kompetentni, ponieważ jednak mają więcej kontaktu z danym zwierzakiem, warto zapytać o ocenę zachowania się psa. Biorąc pod swój dach zwierzaka, nie wolno oczekiwać od niego określonych zachowań. Każdy zwierzak może stać się pod wpływem naszego zachowania albo najlepszym przyjacielem, albo nieprzyjemnym szkodnikiem.







Drodzy czytelnicy Dog Blog! Ten artykuł powstał na potrzebę kampanii społecznej na rzecz psów; dlatego nie jest związany tematycznie, ani poziomem wiedzy do materiałów Dog Bloga. Mimo wszystko sądzę że warto "wałkować" temat adopcji; stąd wpis pojawił się również tutaj. 
Pozdrawiam
Czy zwierzęta popełniają samobójstwa? 
Odpowiedź może być zaskakująca;

        Z pewnością czytaliście o psach, które po śmierci właściciela zagłodziły się na śmierć albo opowieść o moście psich samobójstw w Overtoun; gdzie około 600 psów straciło życie, rzucając się w przepaść. O ile drugi przypadek można próbować wytłumaczyć zapachem zwierząt zamieszkujących most, o tyle nie brakuje doniesień o przypadkach o wiele trudniejszych do wytłumaczenia wśród różnych gatunków zwierząt. Pewien pies na przykład tak długo skakał do zbiornika z wodą, że mimo wielokrotnej próby ratowania go, w końcu udało mu się utopić. Wiele psów po stracie właściciela zupełnie traci apetyt i, nawet jeżeli wcześniej przejawiały skłonności dominacyjne, pozwalają się gryźć innym psom.


ze strony
 http://65.media.tumblr.com/afefd60e8ba42f24eac6bc6488
acdc4e/tumblr_nok9flV8k31urd4sno1_1280.jpg
Zakłada się, że instynkt przetrwania jest najsilniejszym instynktem dla każdego zwierzęcia. Czy zatem nasz pupil jest narażony na świadome popełnienie samobójstwa? 
jak chronić przed nią pupila?


ze strony http://4.bp.blogspot.com/-dov_lVV2aBw/
VYsolUiFPyI/AAAAAAAACzY/69eQ1EyTUsY/s1600/suicide-dog.j



Samobójstwo jest wynikiem dramatycznej reakcji człowieka pogrążonego w rozpaczy, stresie czy cierpieniu. Myślom samobójczym praktycznie zawsze towarzyszy choroba psychiczna; depresja bądź skłonność do samookaleczania.  
  Powszechnie niekwestionowanym jest obecność choroby psychiczne u zwierząt. Nicholas H. Dodman , profesor na Wydziale Zachowań Zwierząt Nauk Klinicznych w Tufts University School of Veterinary Medicine stwierdził wprost iż "Nie trzeba być naukowcem lub weterynarzem by zidentyfikować chorobę psychiczną u zwierząt," dodając, że” z punktu widzenia diagnostyki widział "prawie wszystko" z możliwym wyjątkiem schizofrenii.” Depresja, lęk separacyjny czy autoagresja to jedne z najczęstszych problemów dzisiejszych zwierząt; szczególnie tych uzależnionych od człowieka. Psy cierpią właściwie na wszystkie choroby psychiczne którym ulegają ludzie; zarówno lękom i fobiom, jak i nawet autyzmowi.

Próbie samobójczej musi jednak towarzyszyć nie tylko samoświadomość, (a skoro są zdolne do myślenia, to wdł. teorii Kartezjusza ;”myślę więc jestem” muszą posiadać samoświadomość. Cóż za ironia) ale i pojęcie życia i śmierci. To oznacza, że takie osobniki musiałyby zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów. Ponadto wciąż trudno zweryfikować, jak zwierzęta postrzegają własne „ja”. (choć np. delfiny są w stanie rozpoznać swoje odbicie w lustrze, nie są tego w stanie dokonać psy. Jednak nie jest to całkowicie przekonywujące badanie, skoro własnego odbicia nie potrafią rozpoznać również dzieci ludzkie do drugiego roku życia.) 
Poza tym, samobójstwo jest powodowane lękiem przed konsekwencjami życia; brakiem miłośći, pieniędzy itp. a więc musi być działaniem zaplanowanym. Tymczasem wciąż nie ma dowodów, by zwierzęta potrafiły myśleć w sposób tak abstrakcyjny. Czyżby więc zwierzęce samobójstwa były wynikiem podniecenia spowodowanego czynnikiem zewnętrznym? Co wobec tego z psami, które nawet mając łatwy dostęp do jadzenia, potrafią zagłodzić się na śmierć, albo z delfinem Flipperem (w rzeczywistośći nazywał się Cathy), który utopił się, świadomie nie wypływając na powierzchnię basenu?


                 Czy psy są świadome śmierci?

      Odrzućmy legendy o rzekomych zdolnosciach psów do wyczuwania duchów i kontaktów ze zmarłymi. Takie opowieśći wynikają z braku znajomości niesamowitych zdolności psich zmysłów. Czy jednak zwierzęta zdają sobie sprawę z tego czym jest śmierć? Wiemy, że umysł funkcjonuje psów na poziomie około dwu lub dwu i pół roku życia ludzkiego. Dzieci w tym wieku nie mają pojęcia o życiu i śmierci. Jednocześnie już wcześniej wspominałam, że tak jak w przypadku „testu lustra”, porównywanie dzieci do psów nie jest do końca trafne. Zdolności społeczne psów są bowiem rozwinięte o wiele bardziej (są podobne do zdolnośći dzieci 6-7 letnich), podobnie jak zdolności matematyczne.
Z drugiej strony właściwie trudno ocenić, czy pies pogrążony w apatii po stracie właściciela jest świadomy tego iż ten nie żyje, czy po prostu cierpii tak samo jak podczas długotrwałego lęku separacyjnego. Albo czy pies sflustrowany życiem w mieście skacząc z balkonu wyobraża sobie, że jest to dla niego uwolnienie się od nudy i męczarni?
Osierocone zwierzęta zamierają powoli. Zdeprymowany pies nie rzuca się świadomie pod nadjeżdżający samochód, a przynajmniej dzieje się to na tyle rzadko, że trudno zweryfikować, czy było to działanie w pełni zaplanowane.U wrażliwego i otoczonego uczuciem psa oczekiwanie na właściciela i rosnący niepokój mogą doprowadzić do upośledzenia instynktów i w konsek­wencji — do śmierci z wycieńczenia.



Podczas obu wojen światowych do wyszukiwania rannych żołnieży bardzo często używano psów.
Znajdując rannego człowieka, pies kładł się obok niego, oczekując na pomoc. Co ciekawe, bardzo wiele psów widząc ciężko rannego nie zatrzymywały się przy nim. Prawie zawsze taki żołnież umierał w ciągu kilku godzin. Czyżby więc psy wyczuwały nadchodzącą śmierć i na dodatek były świadome swojej bezradnośći? Gdyby dało się potwierdzić ten argument, byłby to dowód nie tylko na świadomość zwierząt w o wiele szerszym zakresie niż dotąd przypuszczano, ale i nowe spojrzenie na psychologię psów.

Jest jeszcze jeden powtarzający się aspekt; na wolności, w naturalnych warunkach właściwie nie istnieją przypadki autodestrukcji wśród zwierząt. (Poza wyjątkami śmiertelnej walki w obronie np. młodych). To oznacza, że takie zachowania dotykają tylko osobniki postawione wobec sytuacji na którą nia mają wpływu, lub która wymyka się im spod kontroli. Tak samo dzieje się w przypadku ludzi. Na częstotliwość występowania zwierzęcych samobójstw bez wątpienia mają wpływ warunki w których żyją. A to prowadzi do prostego wniosku: chociaż trudno jest w sposób naukowy wyjaśnić zagadkę psiegu umysłu, można w prosty sposób zmniejszyć liczbę „samobójstw” zwierząt. Ogromne podobieństwo objawów chorób psychicznych ludzi i psów pozwala zakładać że z podobnych przyczyn potrafią one doprowadzić do własnej śmierci. Zatem prawa zwierząt powinny równać się prawom ludzi; nasi pupile potrzebują nie tylko jedzenia i picia, ale i zrozumienia oraz (świadomej) miłośći ze strony właściciela.

Choć naukowo nikt jeszcze nie potwierdził aktów zwierzęcych samobójstw jako działań intencjonalnych, osobiście sądzę, że zwierzęta myślą w sposób o wiele bardziej zaawuowany, niż to się zwykło uważać. Brakuje na to nie tyle dowodów, ile chęci przyznania się, że człowiek wcale nie aż tak bardzo góruje nad pozostałymi zwięrzetami. Widziałam wiele psów, które, męczone psychicznie, wykazywały dokładnie te same objawy co człowiek z zaburzeniami psychicznymi. Przez kilka lat obserwowałam również chomika syryjskiego, zamkniętego w niezwykle ciasnej klatce. Każde wyjęcię owego chomika z klatki było źródłem dodatkowego stresu; jako że była to klatka stojąca w klasie szkolnej. Ów chomik potrafił godzinami wspinać się na sufit klatki, po czym puszczał się, lądując głową na twardej, metalowej misce. Wydawało mi się to śmieszne, dopóki ów chomik po którymś „skoku” nie zdechł. Podobne zachowania prezentował niemal każdy chomik po nim; na dodatek zachowania te nasilały się po wymianie ściółki w klatce; a więc kolejnym stresogennym wydarzeniu. Po jakimś czasie jestem niemal pewna, że nie była to zabawa; instynkt samozachowawczy tych chomików powinniem „zakazać” im dalszych prób rzucania się na pustą miskę po odczuciu bólu w wyniku upadku.

Sprawa psich samobójstw jest przynajmniej dla mnie oczywista.
Przekręty finansowe w schroniskach; spory zarobek na życiu i śmierci. Tego NIKT nie kontroluje! 

   Podczas corocznego festiwalu w Chinach zjadanych jest ok. 10.000 psów. Lista dań z psa jest 
wyjątkowo długa i dostępna w większości restauracjach mimo setek petycji organizacji obrońców praw zwierząt z całego świata. 
Szokujące? Okrutne? 
Dlaczego więc pozwalamy, by w Polsce było jeszcze gorzej?
 
    Organizacje pro-zwierzęce każdego roku organizują ogromne manifesty, sprawa niejedzenia 
psów w krajach wschodu nagłaśniana jest niemal wszędzie. Tymczasem 10-krotnie większa liczba psów, która zjadana jest rocznie np. w Chinach, w Polsce trafia do schronisk. 

  • Ponad 50 000 z nich ginie w okrutnych, trwających miesiącami męczarniach. Kolejne 10 000 ginie rocznie od strzału myśliwego.
  •  Tyle samo jest psów zabitych po wyścigach chartów w Anglii, gdzie kontuzjowane lub stare psy wyścigowe są najczęściej zastrzelane lub wieszane za szyję.





    Dlaczego więc największe organizacje „broniące” praw zwierząt nagłaśniają sprawę o wiele mniej 
istotną? Jak zwykle chodzi o pieniądze. I to całkiem spore. 

    Zarobek na śmierci. Zanim ruszysz na pomoc psom zjadanym w krajach wschodu, pomóż Burkowi sąsiada!
 
    Dla wielu ludzi w Polsce zabijanie psów jest całkiem niezłą formą zarobku. Do schronisk trafia bowiem około 10 000 psów rocznie, a koszt utrzymania 1 psa dziennie wynosi ok. 7 zł. Czy to dużo? I tak i nie. Dla schorowanych często zwierząt trudno w tej kwocie znaleźć cenę weterynarza czy leków. Natomiast dla dyrektorów schronisk, każdy bezdomny zwierzak bardzo często staje się istną kopalnią złota. Zwierzęta w schronisku nie są w żaden sposób kotrolowane, co oznacza, że bardzo często sporą część pieniędzy trafia do kieszeni ich pracowników. Podobnie leki, zamiast podawane zwierzętom, bywają odsprzedawane „znajomym” weterynarzom. 
W ten sposób ginie mniej więcej co czwarty pies trafiający do schroniska.
A średniej wielkości gmina przekazuje ok. 200 000 zł. Rocznie na schronisko. Nie ma się więc co dziwić, że sprawa rzadko jest nagłaśniana, a rzekomo wspierające prawa zwierząt organizacje 
skupiają się na akcjach ratunkowych mogących pomóc zaledwie kilkudziesięciu zwierzętom, ale za to świetnie odciągającym uwagę od prawdziwych miejsc zwierzęcych morderstw.

       Kogo tak naprawdę chronią tzw. „prawa zwierząt”?
Masowa „produkcja” chorych psów z założenia skazanych na śmierć pod „przykrywką”
utrzymania rasy i tradycji.
Jeszcze większe pieniądze zarabiają ludzie zajmujący się tzw. hodowlą psów rasowych. 
Teoretycznie, w świetle Polskiego prawa, nie wolno sprzedawać zwierząt niezajerestrowanych w 
klubie kynologicznym. Nie ma jednak mowy o tym, JAKI to ma być związek. W efekcie, tak 
naprawdę każdy może założyć własny klub kynologiczny.
  O ile psy zabijane rytualnie w państwach Wschodu cierpią przez kilkanaśie dni, o tyle zwierzęta z takich „hodowli” bardzo często przez całe życie trzymane w piwnicach, drucianych klatkach wśród własnych odchodów, bite i głodzone. Tak naprawdę nie wiadomo, ile pseudohodowli funkcjonuje w Polsce; ponieważ w świetle prawa, są one jak najbardziej legalne. Natomiast szczenięta zakupione w takich miejscach, są niemalże bez wyjątku obciążone chorobami psychicznymi. Stres i braki emocjonalne wpływają na zachowanie
psa w późniejszym wieku; co z kolei znów nasila aspekt przepełnionych schronisk.
Kupując śliczne i pozornie legalne szczenię rzadko jednak zastanawiamy się, ile cierpień przeszła
matka takiego miotu. Tym bardziej, że laikowi trudno odróżnić będzie dokument wydany przez
Polski Związek Kynologiczny (PKPR-PZK) od również legalnego dokumentu wydanego przez
nieuczciwego hodowcę.

   Taka sytuacja bynajmniej nie tyczy się tylko Polski; z jeszcze większej mnogości i jeszcze gorszych
warunków słyną np. Czechy. Natomiast Wielka Brytania, uchodząca za wzór kraju „psolubnego” 
podobnie jak Hiszpania, co roku przyzwala na mordowanie ok. 10 000 chartów wyścigowych, 
najczęściej poprzez powieszenie lub zastrzelenie; które jest po prostu tańsze niż eutanazja u 
weterynarza. 
Dlaczego nikt o tym nie mówi? Na taki stan rzeczy ma nie tylko wygoda i pieniądze, ale także
normy etyczne i polityczne.

 Bezprawie zwierząt i prawa ludzi.
Dlaczego uważamy jedzenie psów za coś niemoralnego, a jednocześnie statystycznie zjadamy ok. 75 kg. mięsa innych zwierząt rocznie?

Problem leży w naszej psychice, wychowaniu i kulturze. Z punktu widzenia fizjologii psie mięso nadaje się do spożycia przez człowieka, tak samo jak mięso krowy, czy np. świni. Akceptacja albo odrzucenie jego spożycia przez całe społeczeństwo jest więc pozyskana drogą kulturową.
Tutaj daje się zauważyć pewna zależność; im dany kraj ma mniejszy odstetek przestrzegania praw człowieka, tym większe jest moralne zezwolenie na spożywanie mięsa psów czy kotów.
W Unii Europejskiej ubój psów i handel ich mięsem są zabronione od 1986 r, choć np. w Szwajcarii sankcją nie jest obłożony ubój dla prywatnego użytku. W tamtejszych mediach pojawiają się 
wiadomości o spożywaniu psiego mięsa oraz handlu nim. 2 To dowodzi, że tak naprawdę wszystko zależy od sposobu wychowania. Zabijanie psów dla pozyskania futra czy mięsa wydaje się procederem ohydnym, choć jednocześnie widok psa cierpiącego katusze na zbyt krótkiej smyczy jest widokiem powszednim

       Psy czują i myślą na poziomie 3-4 letniego dziecka; inteligencja mentalna psów kształtuje się na poziomie IQ 2-3 letniego dziecka. Przeciętny psiak jest w stanie nauczyć się 165 słów, dokładnie tyle samo co ludzkie dziecko w wieku 3 lat. Matematyczne możliwości psów są włąściwie na równi z tymi, które występują u dzieci w wieku 3 – 4 lat. Z kolei zdolności społeczne psiaków naukowcy porównują do tych obserwowanych nawet u starszych dzieci, a czasami i nastolatków. 1
Jeżeli prawa człowieka nakazują zapewnić opiekę, czas na zabawę, jedzenie i godne warunki dzieciom ludzkim, dlaczego niemal każdy z nas jest winny obojętnośći wobec cierpienia tysięcy zwierząt wegetujących obok nas?


2http://psy-pies.com/artykul/tradycja-jedzenia-psiego-miesa-w-europie,658.html.

  1. 1 http://www.zpazurem.pl/artykuly/o_czym_mysli_pies_

Tym razem prośba wszystkich  zwierząt  przed nadchodzącymi wakacjami.
Wakacje to chyba najgorszy okres dla psów trafiających tysiącami do schronisk czy zostawianych na łańcuchach i umierających okrutną śmiercią z przegrzania i odwodnienia. 





Przesyłajcie ten plakat dalej;  może terapia szokowa choć trochę wpłynie na mentalność ludzi (katów?)



  1. Po co okaleczać psy; bolesna historia psich ogonów.
ogon to ważna rzecz!



jak można? (ze strony http://www.clarechampion.ie/wp-
content/uploads/2015/05/tail-docking-660x330.jpg)



Podczas gdy zastanawiamy się, czy aborcja zarodków jest humanitarna, nie zastanawiamy się czym jest obcinanie ogonów czy uszu praktycznie bez znieczulenia zwierzętom czującym tak samo jak 1,5 roczne ludzkie dzieci.

 Ogony i uszy psów są kopiowane by uniknąć kontuzji u psów pracujących; taka była wymówka hodowców psów przez wiele lat. Teraz jest inna; „obciąłem ogony wszystkim szczeniakom w miocie, gdyż wszystkie doznały kontuzji”; oto co zmieniła ustawa o zakazie obcinania ogonow i uszu.
Na dodatek obie wymówki są całkowicie bezpodstawne. Kopiowanie ogonów by uniknąć kontuzji to całkowicie bzdurny wymysł ludzi chcących usprawiedliwić okrucieństwo dla wyglądu.
Gdyby ogon rzeczywiście tak często powodował urazy w trakcie polowań, to wszystkie psowate żyjące dziko powinny biegać z powykręcanymi i połamanymi ogonami. Nie wspominając o tym, że taki „zbędny” element ciała zostałby w ciągu ewolucyjnym prędzej czy później zlikwidowany.
Proste? Teoretycznie tak. A jednak jakiś procent psów doznaje urazów ogona; nic w tym dziwnego; podobny procent psów doznaje urazów łap, oczy czy innych części ciała. Tyle że na tym procencie mimo prawnych zakazów tysiące hodowców skazuje „najlepszego przyjaciela człowieka” na cierpienie. Przez całe życie.



   Kopiowanie to po prostu eufemizm użyty dla określenie okrutnego okaleczenia, obcięcia uszu lub ogonów u szczeniąt.
Związek Kynologiczny w Polsce teoretycznie zakazuje kopiowania psów urodzonych w Polsce po 1 stycznia 2012 rok. Jednak wystarczy przejść się na dowolną wystawę, aby zobaczyć jak często ten zakaz jest łamany. Hodowcy wciąż przedstawiają zaświadczenie od weterynarza, że zabieg ten był wykonany w celu ratowania zdrowia psa, który doznał urazu mechanicznego. Bywa, że w wieku kilku tygodni wszystkie szczeniaki z miotu doznają urazu, w wyniku którego tracą uszy czy ogony. W rzeczywistości, większość psów ras myśliwskich czy pasterskich nie poluje nie pasie, lecz towarzyszy człowiekowi w codziennym życiu, gdzie o tak poważny uraz naprawdę trudno.
Pytanie więc; po co?
Obcinanie ogonów nie ma praktycznie żadnego sensu, prócz estetycznego. Na dodatek może być dla psa bardzo szkodliwe; jako że ból związany z obcinaniem ogona może ,według Roberta Wansbrougha, powodować nieprawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego u dorosłego psa. Ponadto, według badania biologa Toma Reimchena oraz Stevenem Leaverem, psy inaczej reagują na swoich pobratymców, jeśli ci mają długie ogony, a inaczej jeżeli spotkany pies ma jedynie sztywny kikut. Brak porozumienia możo powodować dyskomfort psa; jako że pozbawiony jest on niejako możliwości mowy. To z kolei szybko prowadzi do wzrostu agresji.

Kiedy pojawił się mit o obcinaniu ogona dla dobra psa?


W starożytnym Rzymie, obcinano psom ogony, aby rzekomo zabezpieczyć je przed wścieklizną. Wierzono, że psie ogony przyciągają zarazki, a poza tym obcinano psom ogony w próbie zwiększenia wytrzymałości ich grzbietów i zwiększenia ich prędkości w trakcie polowań. To oczywista bzdura; ogon jest bardzo ważnym narzędziem; służy do „sterowania”, pomaga utrzymać równowagę i ciągłość biegu; a więc psy o krótkich ogonach paradoksalnie mają gorsze wyniki w polowaniach. Ale Rzymianie obcinali ogony i uszy również psim gladiatorom. I akurat to działanie nie było całkowicie pozbawione sensu; jako że wiszące uszy czy ogon narażony jest na krwawe poszarpanie ze strony przeciwnika.
Obcięty ogon wszedł na stałe do „kanonu piękna” niektórych ras.



Wraz z upływem czasu, ludzie zaczęli zmieniać swoje powody ogonów. Problem zaczął pojawiać się wtedy, gdy przestano (legalnie) oglądać walki psów, a wiara w przyciąganie zarazków przez psi ogon stała się trochę naiwna.
Żeby zachować tradycyjny wygląd ras wymyślono więc opowieść o rzekomych urazach doznawanych przez psy polujące. Ogony obcinano również psom aportującym z wody, czy norowcom (np.. jamnikom), żeby uniknąć zaplątania w korzenie roślin. ( Tylko jak coś długiego, umięśnionego może się zaplątać?) Żeby ułatwić sprawę, w niektórych krajach,np. Wielkiej Brytanii, wprowadzono również podatek od każdego pracującego psa, który miał ogon. Psom przeznaczonym do pracy ogony obcinano, aby uniknąć podatku. Podatek zniesiono w 1796 roku, ale już wtedy kopiowanie ogonów stało się nierozwerwalną tradycją.
Cięcie ogonów oraz uszu w celach estetycznych zaczęło być powszechne w XIX wieku, wraz z powstawaniem największych psich wystaw.




I tutaj pojawił się kolejny problem. Skoro zaczęto badać psią psychikę, odkryto, że obcinanie ogonów szczeniętom 1-2 tygodniowym jest podobnym okrucieństwem co obcinanie ogonów psom dorosłym. 
Mimo to do dziś niektórzy zagorzali fanatycy obcinania twierdzą, że tak młode psy nie mają jeszcze w pełni rozwiniętego układu nerwowego (!), co oznacza że nie czują bólu. No tak; dziś zastanawiamy się czy aborcja zarodka dziecka jest humanitarna, a obcinanie na żywca ważnego organu zwierzęciu które w tym wieku można porównać do ok. 1,5 rocznego dziecka ludzkiego nie jest niczym złym. Jasne.


Jak zarobić na obciętym ogonie?

Cięcie ogonów i rządowe łapówki.
Gdy zaczęto publicznie zwracać uwagę na niehumanitarność praktyki ucinania ogonów, interes zwietrzyli... weterynarze.
Jeszcze na początku XX wieku, np. w Wielkiej Brytanii to hodowcy własnoręcznie obcinali swoim psom ogony. Jednak w 1991 roku, brytyjski rząd wprowadził ustawę zakazującą obcinanie ogonów przez nie-weterynarzy.
Oczywiście raczej nie w celach humanitarnych; kopiowanie u weterynarza po prostu było bardziej kosztowne, tak więc taka ustawa była kolejną żyłą złota.
A prawo z 2012 roku niczego nie zmieniło. A wręcz odwrotnie; zwiększyło dochody nieuczciwych weterynarzy. Cóż bowiem trudnego w wystawieniu dokumentu (za odpowiednią łapówkę) o rzekomym przebytym urazie ogona przez wszystkie szczenięta z miotu?

A teraz pytanie dla Was;

Jeżeli pies to najlepszy przyjaciel człowieka, to Dlaczego nie mówi się że jest odwrotnie?